czwartek, 9 czerwca 2016

#41 Coś mojego - Marci Lyn Curtis



Nasz życie jest dobre. Spotykamy się z przyjaciółmi, mamy pasje, kochającą rodzinę. Czego więcej można by sobie więcej zamarzyć? Problem leży w tym, że nie doceniamy tego, co już mamy. Nie zatrzymujemy się na chwilę i nie obserwujemy świata. Za coś normalnego bierzemy wschód słońca — wiemy, że każdego ranka będzie na nas czekał. Nie poświęcamy nawet chwili, by spojrzeć, tak prawdziwie, na to, co nas otacza. Czemu? Po prostu bierzemy to za pewnik. A co jeśli kiedyś to stracimy? Kiedy nie będziemy mogli zobaczyć najważniejszych dla nas osób, piękna natury? Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Przecież każdemu z nas może zdarzyć się wypadek i zabrać nam to, co najważniejsze. Ciężko jest się nad tym zastanawiać. Może warto, jest się zatrzymać na chwilę i spojrzeć na nasze życie oraz zapamiętać je jak najlepiej? Dziś przychodzę do Was z recenzją wzruszającej, pięknej książki Marci Lyn Curtis pt. ,,Coś mojego". Zapraszam do zapoznania się z nią!

,,Jasne, coś się zmieniło, ale nie ja, tylko to, na co zwracam uwagę, o czym myślę. Przecież pod wpływem okoliczności nie stajemy się innymi ludźmi, po prostu dowiadujemy się o sobie nowych rzeczy."

Jeśli nie widzisz świata, to nie znaczy, że świat przestał istnieć. I że nie jest dla ciebie...
Każdy musi mieć Coś swojego, co pozwoli mu żyć z radością i nadzieją.
Maggie ma siedemnaście lat. Pół roku temu jej świat zniknął. Straciła wzrok. Ale pewnego dnia widzi dziesięcioletniego kalekiego Bena. I tylko jego. Przyjaźń z nim i uczucie do jego starszego brata uczą ją żyć na nowo i widzieć rzeczy i ludzi, jakimi naprawdę są.
Ben trenuje pływanie. To jest Coś, co jest Jego, czyli Coś, co daje mu radość. Maggie też będzie musiała znaleźć swoje to Coś… Żeby żyć normalnie, czuć radość i nie pogrążyć się w smutku. Co to będzie, kto jej pomoże? Czy wesprze ją przyjaźń, a może miłość? Ben czy jego brat Mason, a może ktoś inny…


,,Większość widzących zakłada, że niewidomi widzą tylko czerń. Mylą się. Ci całkiem niewidomi nie widzą kompletnie nic. Ani czerni, ani szarości. Kiedy więc siadałam w poczekalni u pana Sturgisa, nie miałam pojęcia, jak wygląda ten bukiet. Wiedziałam tylko, że stoi na biurku, przy którym się meldowałam. I że pachnie dość podejrzanie, jak wyfiokowane staruszki, obstawiałam więc, że są w nim gardenie. [...]"

Siedemnastoletnia Maggie straciła wzrok. Wcześniej odważna piłkarka, spełniająca swoje marzenia, dziś samotna, unikająca ludzi dziewczyna. Nic nie jest takie samo. Musi nauczyć się żyć od nowa, ale to jeszcze bardziej pogłębia jej depresję. Do czasu. Pewnego dnia w biurze prokuratora upada i uderza się w głowę. Pewien chłopiec pomaga jej. Maggie zauważa, że chodzi o kulach i jest pełen ciepła. Zaraz, zaraz. Zauważa? Przecież dziewczyna nie widzi od pół roku. To dla niej szok. Wokół Ben'a jest pewna poświata, dzięki której Maggie widzi. Zdaje się, że odzyskała wzrok, ale kiedy oddala się od chłopca znów pustka. Maggie powoli odzyskuje nadzieję. Thera, bo tak nazywa ją Ben, poznaje jego brata, który okazuje się wokalistą jej ulubionego zespołu. Milczący, unikający jej chłopaka wzbudza jej zainteresowanie. Wszystko układa się dobrze, ale Maggie zaczyna widzieć kolejne osoby. Co to oznacza? Czy jej wzrok powraca? A może Thera widzi coś innego? Coś, co jest złe i może zniszczyć wszystko, co dziewczyna odzyskała.


,,-No dobra. Muszę się o tobie dowiedzieć wszystkiego. Po pierwsze: jakie masz Coś? 
-Coś? 
-No tak. Każdy ma jakieś. 
- Ale w jakim sensie? 
- Co cię najbardziej uszczęśliwia? UWAŻAJ ZA TOBĄ! Co sprawia, że jesteś sobą? no, twoje Coś. Moim Cosiem jest oczywiście pływanie."

,,Coś mojego" to piękna, wzruszająca książka, która wywołuje uśmiech na twarzy. Śmiałam się przy niej, płakałam i wiem, że z chęcią do niej wrócę. To moja druga książka o temacie utraty wzroku. I powiem wam, że z chęcią będę sięgała po tę tematykę. Historia opowiedziana przez Marci jest niezwykle głęboka. Przepiękna historia, sarkastyczne postacie — to właśnie ją charakteryzuje. To cudowna opowieść, ale w pewnym momencie znienawidziłam autorkę. Przygotowała mnie do smutnego zakończenia, poleciało mi wiele łez, a później poprowadziła historię w inny sposób. Jestem jej za to wdzięczna, ale nie zmienia to faktu, że czegoś takiego nie powinno się robić — przez nią odłożyłam książkę i nie potrafiłam jej kontynuować. Dobrze, że się przemogłam. ,,Coś mojego" zaskakuje, fascynuje i wciąga. Niesie piękne wyznanie i daje nadzieję, na poprawę życia. Opowiada o pasjach, przyjaźni, miłości oraz sile człowieka. Od końca poprzedniego tygodnia natrafiam na bardzo wzruszające książki, które na długo ze mną pozostaną. Z wielką chęcią przeczytam kolejne książki autorki. Wiem, że się nie zawiodę. Marci ma ciekawy styl pisania i potrafi manipulować umysłem czytelnika. Urzeczywistnia swoje historie. Rozdziały napisane są z punktu widzenia Maggie. Poznajemy jej rozterki, emocje. Razem z nią przechodzimy przez trudny etap przystosowania się do utraty wzroku i nowego życia. ,,Coś mojego" to zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie czytałam i wiem, że z wielką chęcią do nie wrócę.


,,Zamknęłam oczy i zaczęłam się modlić. A właściwie błagać. Siedziałam tam pewnie z pół godziny, gdy otworzyły się drzwi i rozległy się głośne kroki Masona idącego w swoich ciężkich butach. W milczeniu usiadł obok mnie. Nie spojrzeliśmy na siebie."

Kiedy poznajemy Maggie pierwsze określenie, które nasuwa nam się na myśl, to, że jest samotna. Zamknęła się we własnej skorupie i odgrodziła murem od innych. Straciła wzrok, ale przy tym również chęć do życia. Kiedy w jej życie wkracza Ben, widzimy jej przemianę. Powraca dawna, sarkastyczna dziewczyna, która nie boi się wyzwań. Wraca do świata i pragnie brać z niego garściami. Silna, odważna, utalentowana. Jej życiem do czasu choroby była piłka nożna, ale z czasem powróciła do muzyki. Nie boi się wyzwań i pragnie odnowić stare kontakty oraz odzyskać relację z rodzicami. Na zewnątrz jest twardzielką, ale w środku to wrażliwa dziewczyna. Ben — uroczy dziesięciolatek nie może chodzić. Porusza się po kulach. Od dziecka miał pod górkę, ale nie przeszkodziło mu to w jego pasji — pływaniu. To jego Coś. Nikt mu tego nie odbierze. Ben to dobra, pozytywna osoba, której uśmiech potrafi odgonić najczarniejsze chmury. Bardzo go polubiłam. Mason po śmierci ojca się załamał. Burkliwy, milczący chłopak gra w popularnym zespole i na początku nie ufa Therze. Sądzi, że chce wykorzystać jego młodszego brata, by do niego dotrzeć. Z czasem się otwiera i zakochuje w dziewczynie. Opiekuńczy, dobry chłopak robi wszystko by utrzymać swoją rodzinę razem. Clarissa jest niewidoma od dziecka. Nigdy nie widziała kolorów, ale nie przeszkadza jej to w poznawaniu świat oraz nowych ludzi. Jest wieczną optymistką, co na początku denerwuje Maggie, ale później dziewczyny się zaprzyjaźniają. Nie boi się poruszać po mieście i uczy tego samego Therę. Każda z postaci tej książki jest niezwykła. Autorka urzeczywistniła postacie i mam wrażenie, że każdą z tych osób mogłabym spotkać za rogiem. Zdecydowany plus!

,,Kiedy zagrałam ostatnią nutę, na kilka sekund zostawiłam palce na klawiszach i pozwoliłam muzyce zawisnąć w powietrzu. A potem głośno odetchnęłam, jakbym chciała wciągnąć ten moment do płuc i tam go zatrzymać."

,,Coś mojego" to ciepła, sarkastyczna powieść, która porusza serca czytelników. Otwiera oczy na różne aspekty życia i ukazuje, że nawet jeśli coś pójdzie nie tak, nie wolno się poddawać. Nie bać się życia i chwytać dzień. Spędziłam z nią przyjemne chwile. Ta książka sprawiał, że się śmiałam, ale również płakałam. Wzruszyła mnie do głębi i wiem, że z chęcią przeczytam ją po raz kolejny. Nie pozostaje mi nic innego niż wam ją polecić. Nie zawiedziecie się!


Tytuł: Coś mojego
Autor: Marci Lyn Curtis
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 27 października 2015
ISBN: 978-83-241-5586-6
Liczba stron: 304
Ocena: 6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz