Witajcie kochani :)
Dzisiaj przychodzę do was z wynikami konkursu, w którym wzięły udział tylko dwie osoby. Mam nadzieję, że następnym razem będzie więcej uczestników. Szczególnie teraz, kiedy będziecie mogli wygrać w aż trzech konkursach, powieść polskiej autorki, która szturmem zdobywa rynek. A tymczasem zapraszam na wyniki!
Zadanie konkursowe polegało na opisaniu wyspy, na której rozbija się statek.
Osobą, której odpowiedź najbardziej mi się spodobała jest...
Wero Nika
Gratuluję i od razu przesyłam e-maila o wygranej. Na odpowiedź czekam trzy dni. Później zostanie wybrana inna osoba.
Zamieszczam odpowiedź laureatki:
Na trzy! powiedziałam głośniej. Starałam się, by w moim głosie nie było słychać lęku, którego zresztą rzadko kiedy odczuwałam. Statek, którego byłam kapitanem, uległ awarii. Cudem udało mi się go doszczętnie nie zbić. Cóż... cudem przeżyliśmy. Gdyby nie ta wyspa, na którą skierowałam statek, zdecydowanie skończylibyśmy gorzej. Aż trochę trudno jest mi to wyobrazić. Spojrzałam na swoje dłonie. Nadal nie mogłam opanować drżenia, które opanowało moje ciało. Szybko otrząsnęłam się. Muszę przezwyciężyć strach. Muszę nas stąd przecież wydostać. Raz... dwa... trzy, już! kilka par rąk jak jeden mąż ponownie uderzyło mocno znalezionym palem w wejście statku. I znowu nic. Już miałam powiedzieć kolejny rozkaz, gdy usłyszałam dziwny dźwięk dochodzący z tamtej strony. Brama wypadła z zawiasów. Patrzyłam na to osłupiała. Co jest grane? Podeszłam bliżej. Brama została wyłamana przez ogromną roślinę i teraz utrzymywała ją w powietrzu. Zrobiłam krok do tyłu i podłoga pod moimi nogami zaczęła drżeć. Usłyszałam przerażone głosy moich podwładnych. Znowu spojrzałam na tę roślinę. Jasna cholera! Nasz statek wylądował na niej i teraz wisieliśmy jakieś 50 metrów nad ziemią! Nigdy nie sądziłam, że zginę przez roślinę, i to taką z bajki o "Jasiu i magicznej fasoli" rodem. Znowu poczułam drżenie. Tym razem gwałtowniejsze. Szybko chwyciłam się jakiegoś poręcza i patrzyłam z przerażeniem jak zbliżamy się szybko ku ziemi. W chwili, gdy myślałam że się rozbijemy, statek znieruchomiał. Spojrzałam przez okno. Ta roślina... ona podtrzymywała nas! Ona nas uratowała! Wynośmy się stąd! krzyknęłam i spojrzałam na ziemię. Mieliśmy do niej jakieś 2 metry.Nam nie trzeba dwa razy tego samego powtarzać, pani kapitan! zawołał Luis, jeden z moich podopiecznych a zarazem mój bliski przyjaciel. Cała załoga po kolei zaczęła przeskakiwać na ziemię, na samym końcu ja.O mój boże! usłyszałam czyjś zachwycony głos. Obróciłam się i spojrzałam w górę. Koło nas rósł las drzew, które jedno z nich podtrzymywało w górze nasz statek. Każde z nich było jasno zielone i wysokie na minimum 40 metrów. Ich łodygi były niezwykle grube, myślę, że z łatwością można wspiąć się po niej na górę. Ale osobiście wolałam nie próbować. Niebo miało kolor pomarańczowy. Były na nim widoczne 3 ogromne planety. Jeden granatowy, drugi fioletowy i trzeci żółty. Między nimi były widoczne znacznie mniejsze planety oraz tysiące, nie, miliony, miliardy gwiazd. Chyba to były gwiazdy. Bo poruszały się... a teraz zmieniały kolor ze złotego na srebrny! Ciche brzęczenie pochodzące z góry utwierdziło mnie w przekonaniu, że to jakiś, nieznany ludzkości rodzaj owadów. Ruszyliśmy dalej. Przedzieraliśmy się przez duże na dwa-trzy metry rośliny. Bardzo podobne do znanych nam paproci, lecz kolor był mylący. Bo kto widział paprocie o żółtej, różowej czy niebieskiej barwie? Gdy się przez nie przedostaliśmy, trafiliśmy na ziemie o czerwonej barwie. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie ten zapach cynamonu, który towarzyszył nam od chwili wejścia na tę glebę. Niedaleko nas usłyszeliśmy grzmot. Jakieś parę metrów od nas przemieszczała się niewielka chmura na wysokości naszych głów. Była to chmura burzowa, myślę że dla nas niezbyt niebezpieczna, aczkolwiek wolałabym się do niej nie zbliżać. A jeszcze bardziej tak myślałam, jak zobaczyłam trąbę powietrzną, co prawda miniaturową, ale jednak... Chmura przeszła zostawiając za sobą mokry ślad. Przez chwilę było cicho. Nagle zrobiło się ciemno. Spojrzałam w górę. Leciał motyl . Miał może z trzy metry, był ogromny i bardzo piękny! Motyl różnokolorowy z dziwnymi wzorami. Leciał nad nami i rzucał na nas cień. Bardziej mu się przyjrzałam. Z jego "ust" wystawały długie kły. Motyl leciał na nas! Ruszyliśmy biegiem i po chwili skryliśmy się pod kolejnymi niezidentyfikowanymi roślinami. Nigdy wcześniej ich nie widziałam. Ale były bardzo piękne! I chyba miały każdy możliwy kolor, jaki mógł istnieć. A kwiaty o czarnym kolorze to rzadkość. Przede mną rosły pąki roślin białych. Były dość grube. Po chwili jedna z nich szybko otworzyła się i z szybkością poszybowała do góry. Tak stało się także z pozostałymi. Ale muszę przyznać, było to bardzo piękne. Po motylu nie było śladu, więc wyruszyliśmy dalej. Po jakiejś chwili doszliśmy do polany, na której rosły grzyby. Grzyby o wielkości dwóch metrów. Podeszłam do jednej i położyłam na kapeluszu rękę. Poczułam coś w rodzaju prądu i szybko cofnęłam się. Kapelusz "złożył się" jak parasol i po chwili skurczył się do rozmiaru opieńki. To samo stało się z pozostałymi grzybami. Trafiliśmy na bardzo dziwną planetę. Niedaleko usłyszeliśmy wodę. Wodospad! Poszliśmy za jej głosem. Niedaleko zobaczyliśmy ogromny, piękny wodospad. Wszystko byłoby w porządku, gdyby zgadzał się z zasadami fizyki. Woda "spadała" z dołu do góry. Patrzyłam na to zszokowana. W końcu jakoś otrząsnęłam się. Parę kroków od nas rosły niewielkie drzewa z czymś białym na gałęziach. Ale wyglądało ładnie i smacznie. Tak, przydałoby się nam jedzenie. Zbliżyłam się i urwałam trochę tego. Było strasznie lepiące. Powąchałam. Zapach bardzo znajomy. Po jakimś czasie skusiłam się, żeby to spróbować. Smakowała jak... wata cukrowa! Tak to jest to! Reszta mojej załogi także to spróbowała. Parę godzin spędziliśmy na siedzeniu, naradzaniu się i podziwianiu planety. Nieraz obok nas przelatywały w wolnym tempie wielobarwne, piękne, niektóre jakieś włochate, inne normalne, pierzaste ptaki. Innym razem byliśmy świadkami, jak trawa zmienia kolor z żółtego na zielony, a potem jeszcze na niebieski. Albo jak pewny rodzaj roślin, zaczynał grać melodię. Pewnie zobaczylibyśmy więcej takich rzeczy, lecz na niebie pojawił się statek ratowniczy. Szukali nas. Koniec wakacji, czas wracać! Spojrzałam jeszcze raz na wodospad i okolicę. Tak, chciałabym tu jeszcze kiedyś wrócić.
Kto z was chciałby odwiedzić takie miejsce?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz